Straty branży handlowej przez COVID liczone w miliardach
Dla handlu ostatnie obostrzenia były trzecim okresem, kiedy sklepy m.in. w galeriach handlowych pozostawały zamknięte. Sytuacja na szczęście zmieniła się od 1 lutego br., ale sam lockdown może być przedłużany jeszcze dłużej. Jakie straty notuje handel w tym czasie?
Tylko przez 2 poprzednie tygodnie stycznia zamknięcia znacznej części galerii straty szacowane są na około 4 miliardy złotych. W sumie, biorąc pod uwagę zamknięcie wiosenne, a także to w listopadzie, straty liczone są już w kwocie powyżej 30 mld złotych. To ogromna suma, która do końca stycznia oczywiście proporcjonalnie wzrośnie.
Co dalej? Tego nie wiemy. Rząd jednak już spekuluje, czy nie przedłużyć zamknięć galerii na kolejny okres. Dla wielu to ogromne straty, często konieczność zamykania biznesów, małych wysepek handlowych, rodzinnych przedsięwzięć. Styczeń i luty to zazwyczaj czas wyprzedaży, które teraz przeniosły się wyłącznie do Internetu. Odzieżowe zakupy w sieci mają jednak wielu przeciwników i nie ma się czemu dziwić.
Czy zamknięcie sklepów odzieżowych, obuwniczych, jubilerskich ma sens? A jeśli tak, to dlaczego np. księgarnie, gdzie książki też można zamówić przez Internet, mogą być otwarte? Kto decyduje o zakresie sklepów otwartych i na jakich podstawach czy danych się opiera? W księgarni wirus się nie rozprzestrzenia, a w sklepie znanej sieci z Gdańska już tak? Dlaczego część sklepów z AGD może się otworzyć? Wystarczy na przykład zrobić „festiwal mebli” w sklepie, gdzie tych mebli faktycznie jest jak na lekarstwo. Zdecydowana większość asortymentu to przedmioty raczej niekoniecznie „pierwszej potrzeby”.
Zamknięcia branży handlowej odbywają się zatem bez większego sensu. Grudzień pokazał, że nawet przy dużym natężeniu ruchu w galeriach, reżim sanitarny może zostać zachowany. Nie wydaje mi się również, że przez galerie handlowe nadmiernie wzrosła liczba zakażeń. Dlaczego więc mamy kolejny, przedłużany lockdown handlu?
Czy wraz ze strajkami i protestami w górach i tzw. góralskim wetem, pójdą tym śladem też inni? Nie tylko właściciele hoteli, stoków narciarskich, ale także właściciele sklepów? Najbliższe dni pewnie pokażą, które branże postanowią się zbuntować i na własną rękę wracać do normalnego funkcjonowania. Na razie wydaje się, że handlowcy są pokorni. Dla wielu mniejszych sklepów czy standów w centrach handlowych to jednak droga do pewnej śmierci.